Dziś będzie trochę o moich włosach, które przeżywały już tak wiele, że można o nich napisac całą historię. Jednak w styczniu, gdy moje włosy przeżywały najgorszy kryzys(po nieudanym rozjaśnianiu, chwilowej rudości, która okazała się byc pomarańczową plamą na moich włosach i kolejne rozjaśnianie) postanowiłam coś zrobić. W ruch poszedł "wujek google" i tak odnalazłam blog Anwen - zainspirowałam się jej kopalnią wiedzy o włosach, kupiłam kilka produktów i zaczęłam działać.
Niestety nie mam najgorszego ever zdjęcia moich włosów, ale w pewnym momencie zaczęłam dokumentowac zdjęciami ich stan.
Zdjęcie powstało 4 kwietnia, a więc stosunkowo niedawno. Od tamtej pory regularnie piję skrzypokrzywę, okazjonalnie drożdże(jednak ich smak i zapach jest dla mnie nie do zniesienia), olejuję włosy przynajmniej 2 razy w tygodniu, stosuję wcierki, zabezpieczam końcówki włosów.
Jednak moje włosomaniactwo to niestety droga przez mękę. Szczerze, coraz częściej myślę o ich drastycznym skróceniu - są rozdwojone, plączą się dosłownie od wszystkiego, więc rozpuszczone miałam tylko na potrzeby zdjęcia, na codzień wiążę je w kucyk lub warkocz.
Dlaczego nie ścinam?
Żal mi tej wypracowanej w męczarni długości. od ostatniego farbowania włosów(8 kwietnia) mój odrost mierzy około 2 centymetrów. Włosy rosną mi wolno, pomimo stosowania wielu specyfików, które w opiniach wielu blogerek wpływają na ich porost.
To zdjęcie zostało zrobione na początku maja - różnica żadna. Niestety zdjęcia moich odrostów gdzieś się zagubiły, więc wrzucę przy kolejnym poście.
Pytanie - co robić? Włosy nie rosną, stan kiepski.... Ścinać? Farbować dalej? Przy blond kolorze ciemny odrost wygląda mało estetycznie ;)
Pomóżcie, piszcie!